Jack i Elsa

Jack i Elsa

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Rozdział 2

Naciągam cięciwę. Lodowa strzała lśni w słońcu. Jej błyszczący, kryształowych grot pokrywa się szronem. Mój wzrok skupia się na celu. Na twarzy mam wypisane zdeterminowanie i podekscytowanie. Pozwalam moim myślom płynąć... 
Czasami mam ochotę wykrzyczeć światu, jak bardzo go nienawidzę, ale powstrzymuję się od tego. W ten sposób mogłabym się zdradzić, a nie wolno mi tego zrobić. Od 11 lat udaje mi się pozostać niezauważoną i nie mogę tego zniszczyć przez taką idiotyczną rzecz. Nie po to planowałam, zdobywałam wiedzę i uczyłam się walki, by teraz to legło w gruzach. Zbyt ciężko na to pracowałam. Mimo, że nadal jestem taka, jak przedtem to jednak coś się we mnie zmieniło. Na lepsze. Nie jestem już takim tchórzem, jak kiedyś. Posiadam również takie cechy jak lojalność i ducha walki, które miałam w sobie już od początku.
Wyłączam umysł. Zamykam oczy. Moje palce powoli zsuwają się z cięciwy. Wypuszczam strzałę. 
Słyszę świst przecinanego powietrza. Otwieram oczy. Lodowy grot przecina sam środek śnieżnej tarczy.
                                                         *******************



Blask zachodzącego słońca muskał moją twarz ciepłymi promieniami. Siedziałam samotnie na klifie i z zamkniętymi oczami wsłuchiwałam się w śpiew Arii. Ich melodyjny śpiew, działał na mnie uspokajająco.
Arie były pięknymi, kolorowymi ptakami, które swym głosem wabiły ludzi. Kusiły ich, by ci szli za ich śpiewem i wchodzili coraz głębiej w puszczę, a następnie wkraczali do zagajników, z których nie było już powrotu. W zagajnikach, natomiast czaiły się stwory, o których istnieniu nikomu nawet się nie śniło. Nikt, bowiem nie wie, co czai się w tych mrocznych, przesiąkniętych Czarną Magią miejscach. Ci, którzy tam weszli już nigdy nie wrócili...
Słońce chowało się już za horyzontem. Wokół panowała magiczna atmosfera, która trwała tylko do zachodu słońca. Po zmroku z kryjówek zaczynają wychodzić różne przerażające stwory. 
Wstaję. Delikatny wietrzyk owiewa moją twarz, a luźne kosmyki włosów unoszą się w powietrzu. Uśmiecham się. Na policzkach mam rumieńce, a moje oczy lśnią przepełnione zachwytem i omiatają wzrokiem piękną okolicę.
Chwilę później odwracam się i ruszam w stronę lasu. Idę przed siebie, oczekując aż dotrę do tego miejsca, w którym będę musiała zboczyć ze ścieżki. Chwilę później docieram do rozdroża. Przede mną rozpościerają się trzy ścieżki niknące w lesie. Bez wachania wybieram tą po lewej. 
Może to tylko jakaś paranoja, czy coś, ale mam dziwne przeczucie, że ktoś mnie obserwuje. Ktoś, kto czai sie w mroku i obserwuje każdy mój ruch. Czuję się śledzona.
A może... Nie, to niemożliwe... To nie może być on... Przecież Mrok nie ma tu dostępu...   Jest to jedyne miejsce, które jest poza jego zasięgiem. Nie może się tu dostać i nie widzi tego, co się tu dzieje. Nie wiem nawet czy wie o jego istnieniu.
Nagle usłyszałam trzask łamanej gałęzi. Błyskawicznie się odwróciłam i omiotłam wzrokiem okolicę. Znowu usłyszałam jakiś dźwięk. W moich dłoniach zmaterializowały się lodowe sztylety. Byłam w gotowości do obrony przed ewentualnym atakiem.
-Lepiej to odłuż, bo jeszcze zrobisz sobie krzywdę-usłyszałam czyjś głos za sobą.
Tak mnie to zaskoczyło, że podskoczyłam w miejscu. Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam na osobę za mną. Przede mną stał wysoki chłopak, który, niezaprzeczalnie, był przystojny. Miał śniadą skórę, czarne włosy i czekoladowe oczy. Na jego twarzy tkwił szelmowski uśmieszek, a z jego oczu można było odczytać rozbawienie. Stał, nonszalancko opierając się o drzewo i przyglądał mi się.
-Kim ty jesteś?-zpytałam, ale obawiałam się odpowiedzi.
-Takim samym człowiekiem, jak ty, tyle, że ładniejszym- odpowiedział ze śmiechem i puścił mi oczko.
-Widać, że nie grzeszysz skromnością-odparłam rozbawiona, a sztylety w moich dłoniach zamieniły się w płatki śniegu.
On jednak nie wyglądał na zbyt zaskoczonego, co mnie troszeczkę zdziwiło, ale nic nie powiedziałam.
-Ależ, nie wiem o co ci chodzi-stwierdził, udając zdziwionego.
-Kpisz, czy o drogę pytasz?-zapytałam z cwanym uśmiechem.
-Alex.
-Co?- spytałam zdezorientowana, bo jeśli mam być szczera, to się tego nie spodziewałam.
-Jestem Alex.-powtórzył chłopak i uśmiechnął się niepewnie.
-Elsa.
-Jak się tu znalazłaś?
-Ja...-nie wiedziałam, co powiedzieć był to jeden z moich największych sekretów, ale coś kazało mi zaufać temu chłopakowi , więc opowiedziałam mu całą historię.
-Wow...-stwierdził kiedy skończyłam.
-No wiesz... Ja ci się tu zwierzam, a ty mówisz tylko jakieś nędzne "wow".-powiedziałam żartobliwie i wybuchłam nieposkromionym napadem śmiechu.
-Niezła opowieść... Mogłabyś książkę napisać- stwierdził udając poważnego.
-Tak, a ty byłbyś moim pomocnikiem, który pilnowałby, żeby sława nie udeżyła mi do głowy... Już nie mogę się doczekać!-zażartowałam.
-No raczej, nie inaczej. To będzie bardzo udane przedsięwzięcie... Ty będziesz pisać książki i oddawać mi 99% zysków, a sama zarobisz aż 1%!!!- Alex zaczął udawać osobę, która jest tym tak podekscytowana, że po prostu nie dało się nie roześmiać w takiej sytuacji.
W ten właśnie sposób moje próby zachowania powagi spełzły na niczym. Przy tym chłopaku po prostu nie można było się nudzić. Mimo, że poznaliśmy się... przed chwilą, to czuję się, jakbym go znała od zawsze.
Dobrze nam się rozmawiało, można by nawet powiedzieć, że wspaniale. Doskonale się rozumieliśmy. 
Nie zauważyłam nawet kiedy zaszło słońce, a na dworze zrobiło się ciemno. Przypomniało mi o tym dopiero upiorne wycie istoty niedaleko nas, która bynajmniej nie była wilkiem. Zaczęliśmy biec. Za nami słychać było odgłosy kroków. Ta istota była coraz bliżej. Chwilę później dało się słyszeć warczenie. Już myślałam, że nas dopadnie, kiedy czarnowłosy chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę starej, zniszczonej i przerażającej chatki. Weszliśmy do środka. Odwróciłam się na zewnątrz stało ogromne, przerażające monstrum, które wpatrywało się we mnie wielkimi, pomarańczowymi ślepiami. Nie widziałam tego czegoś dokładnie, bo na dworze panowały nieprzeniknione ciemności. Bałam się.
Najdziwniejsze jednak było to, że ten stwór nie mógł wejść na teren domku. Za każdym razem, gdy wyciągał łapę w naszą stronę rozbłyskało jasne światło i rozlegał się głośny trzask. Nagle poczułam, że ktoś chwyta moje ramię. Spanikowana podskoczyłam w miejscu. Moje przerażenie sięgało granic.
-Spokojnie, to tylko ja-rozległ się kojący szept przy moim uchu.
Odetchnęłam z ulgą. To Alex. To na szczęście tylko Alex.
Złapałam go za rękę i poszliśmy w głąb domku. Po chwili potknęłam się i gdy już miałam udeżyć o ziemię, poczułam silne, męskie ramiona obejmujące mnie i chroniące przed upadkiem. Wtuliłam się w niego. Pierwszy raz od bardzo dawna czułam się bezpieczna.
Gdy już się uspokoiłam, chłopak podtawił mnie na ziemi i przykucnął by sprawdzić, co było sprawką tego incydentu.
-To klapa-wyszeptał.
-Słucham?-zdziwiłam się.
-To klapa do piwnicy... Znaczy...  Chyba do piwnicy...
-To co robimy?-z każdą chwilą narastała we mnie panika.
-Idziemy.-odparł pewnie.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział się podobał... Bo mi szczerze mówiąc, to tak...
Liczę na wasze komentarze.

CZYTASZ= KOMENTUJESZ








7 komentarzy:

  1. Mi się rozdział strasznie podobal!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nominowałam Cię do LA :3 Więcej szczegółów u mnie. frozenxlovers.blogspot.com ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. *o*
    No nieźle, młoda. Nieźle ;)
    Cudo... Mój cudny Alex!!! <3
    Przy okazji: zachęcałabym cię do pisania rozdziałów wiesz gdzie, bo teraz twoja kolej :P
    Czekam z niecierpliwością na weekend! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam i komentuję. Rozdział super ^^ DAWAJ SZYBKIEGO NEXTA :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział! Czekam na kolejny! Twój blog został nominowany do LBA! WIęcej na ten temat u mnie! Zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Łał niezwykłe. Wiesz jak zaciekawić. Rozdział cudowny i trzymający w napięciu.
    Dużo weny!

    OdpowiedzUsuń