Alex podniósł klapę i zajrzeliśmy do środka. Panowały tam nieprzeniknione ciemności, a z wznętrza unosił się smród zgnilizny. Zakręciło mi się w głowie, więc zasłoniłam twarz ręką i cofnęłam się. Chłopak odwrócił się w moją stronę.
-Wszystko w porządku?- zapytał z troską.
-Ja... Tak, tak... Po prostu zakręciło mi się w głowie...- odpowiedziałam, ale mój głos nie brzmiał zbyt przekonująco.
Jego nieobecny wzrok skierował się w przestrzeń za mną. Zdziwiona przyjrzałem mu się badawczo.
-Musimy iść dalej- stwierdził po chwili.
-Co?- spytałam wyrwana z zamyślenia.
-Musimy iść dalej- powtórzył- Ten stwór nadal tu jest...
-Skąd to wiesz?- zadałam niezbyt inteligentne pytanie, ale była to pierwsza rzecz, jaka przyszła mi na myśl.
-Widziałem go przed chwilą.
Jakby na potwierdzenie jego słów, na dworze rozległ się potężny ryk, przebijający się przez inne dziwne dźwięki puszczy.
-Idziemy.- zarządził, gdy na zewnątrz rozległ się głośny trzask.
-Ale może jadnak jeszcze trochę tu poczekamy?- spytałam niepewnie, mimo, że znałam odpowiedź.
-Nie.- odpowiedział pewnie- Musimy iść teraz, albo zginiemy.- stwierdził jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
-Ale...
-Boisz się?-spytał nagle.
-Ja?! Nie...- bądźmy szczerzy, to zabrzmiało jak dźwięk baloniku, z którego spuszcza się powietrze.
-Pff... Jasne...- powiedział kpiąco, a na jego twarzy wykwitł cwany uśmieszek.
-Yyy...- właśnie swoją elokwencją pogrążyłam się jeszcze bardziej.
-To idziesz czy zostajesz tu sama?
Jednak, wbrew mym oczekiwaniom, Alex nie dał mi czasu na zastanowienie i poprostu zaczął schodzić w czeluści tej podejżanej dziury w podłodze.
Za oknem mignął mi czyjś cień. Pisnęłam jak mała dziewczynka i pobiegłam na paluszkach w stronę dziury. Wskoczyłam do niej i zatrzasnęłam za sobą klapę.
Chciałabym powiedzieć, że zrobiłam to z gracją, ale niestety księżniczkom nie wypada kłamać.
Jakby tego jeszcze było mało, znowu wpadłam w ramiona czarnowłosego. Nie żeby to było nieprzyjemne czy coś, ale według mnie było to trochę żenujące.
-Niech żyje niezgrabność!- mruknęłam i podniosłam się do pozycji stojącej.
Na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech.
Ciemne schody ciągnęły się stromą konstrukcją w dół. Na dodatek były zrobione z drewna, więc w niektórych miejscach były przegnite lub krzywe. Były one niezbyt wytrzymałe i dość łamliwe, więc jeśli zbyt mocno się uderzyło w stopień, ten mógł się złamać i przy okazji pokaleczyć ci nogę i przeszkodzić w dalszej wędrówce. Zdarzały się również śliskie stopnie, na których bardzo łatwo można było się poślizgnąć i przewrócić.
Nagle poczułam, że coś przebiegło obok mojej kostki. Krzyknęłam i rzuciłam się do przodu. Znając moje szczęście, musiałam trafić akurat na śliski stopień i gdy już miałam upaść na plecy, Alex złapał mnie za rękę.
-Ostrożnie- wyszeptał
-Ale... Tam coś przebiegło...- żaliłam się jak mała dziewczynka.
-Spokojnie, to tylko szczur...-odparł ze śmiechem.
-Tylko szczur?!- wrzasnęłam piskliwym głosikiem, co tylko spowodowało jego niekontrolowany napad śmiechu.
W odpowiedzi na tę zniewagę ruszyłam dalej, obrażona na cały świat.
Później jeszcze próbował nawiązać ze mną rozmowę, ale zachowałam milczenie i nie odezwałam się do niego ani słowem, aż do zejścia na dół.
Już miałam stawiać stopę na ziemi, ale powstrzymała mnie ręka Alexa.
-Poczekaj- to jedno słowo sprawiło, że zastygłam w bezruchu.
Patrzyłam tylko, jak czekoladowooki schyla się po kamień i rzuca nim tak, by potoczył się po podłodze. Nic się nie stało. Już chciałam się roześmiać i pójść dalej, kiedy ze ścian wystrzeliły stzrały, a z podłogi wyrosły ostre, kamienne kolce. Trochę dalej, z rzeźb na ścianach buchnął ogień. Z sufitu zsunęły się dwa topory i zaczęły się kołysać. Gdy już myślałam, że to koniec, na samym końcu tej okropnej drogi były dwa, ogromne, zardzewiałe tasaki, które co chwila spadały i podnosiły się.
Wszystko to wyglądało, jak upiorny tor przeszkód, w którym bardzo łatwo stracić życie. Wystarczy popełnić tylko jeden, mały błąd.
Byłam przerażona (ostatnio coś często zdarza mi się bać). Strach mnie sparaliżował i nie mogłam się ruszyć. Mój towarzysz położył mi rękę na ramieniu w geście otuchy. Myślę, że chciał mi tym gestem przekazać, że damy radę. Chciałabym mieć do tego takie podejście jak on.
-Yyy... Alex?- odwrócił się w moją stronę i spojrzał pytającym wzrokiem- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że mamy przez to przejść?
-Tak, Elso. Musimy.
Po moich plecach przeszedł dreszcz. Nie wiem tylko czy to dlatego, że pierwszy raz wypowiedział moje imię czy po prostu ze strachu. To już na zawsze pozostanie tajemnicą...
-Chcesz iść pierwsza czy ja mam iść?-zapytał.
-Możesz iść pierwszy...-moja wytrzymałość psychiczna sięgała zenitu.
Chłopak ostrożnie postawił nogi na ziemi. Podszedł bliżej do pierwszej przeszkody, jaką były strzały i zatrzymał się. Odczekał chwilę i puścił się biegiem przed siebie. Udało mu się uniknąć wszystkich grotów. Jedna przeszkoda była już za nim. Zostały jeszcze cztery. Kolce nie sprawiły mu zbyt dużego problemu. Alex był zwinny i wysportowany. To było widać między innymi po tym z jaką płynnością ruchów i pewnością siebie się poruszał. Zwłaszcza między śmiercionośnymi przeszkodami. Obok ognia przeszedł obojętnie. Języki tego niszczycielskiego żywiołu go nie dosięgały. Z toporami też łatwo poszło. Ostatnia przeszkoda również nie sprawiła mu większego problemu.
Alex pomachał do mnie i krzyknął:
-Teraz twoja kolej!
Nie powiem... Nie paliłam się zbytnio do tego...
Pierwszą przeszkodą były strzały. Zaczęłam się zastanawiać kiedy przyjdzie odpowiedni moment by ruszyć biegiem i ujść z życiem. Nagle coś mi przyszło do głowy.
-Ale ja jestem głupia...- wyszeptałam i uderzyłam się otwartą dłonią w czoło.
Przecież ja mam moce! Mogę ich przecież użyć i przeżyć przy okazji...
Wyciągnęłam ręce przed siebie. Na linii strzału ustawiły się dwie lodowe ściany, tworząc tunel. W lodowe powierzchnie wbiło się mnóstwo grotów od strzał. Musiałam się spieszyć, bo lód może pęknąć w każdej chwili. Strzał było za dużo. Ruszyłam w stronę kolców.
Ostre, kamienne słupy tworzyły labirynt. Jednak, żeby nie było tak łatwo, każdy z kolców był nasączony trucizną, więc chociażby jedno otarcie mogło spowodować śmierć.
Cofnęłam ręce do tyłu, a następnie wypchnęłam je do przodu. Przytrzymałam je przed sobą i z zachwytem patrzyłam, jak przede mną pojawia się lodowy most. Przeszłam po nim.
Stanęłam przed kolejną przeszkodą. Teraz właśnie pojawił się problem. Ogień.
Najniebezpieczniejszy z żywiołów, nieokiełznany, nieujażmiony... Moc potężniejsza od mojej. Niszczycielska siła, która pozbywa się wszystkiego na swojej drodze. Roztapia lód jak za dotknięciem magicznej różdżki.
To właśnie jest przekleństwo mojego daru. Poparzenie boli dużo bardziej niż każdego innego człowieka. Moja moc ma właśnie tą wadę, że nie mogę jej używać w pobliżu ognia, bo wtedy mogę sama zginąć. To zbyt niebezpieczne.
Zbliżyłam się do ognia. Gorący powietrze dmuchnęło mi w twarz. Zakręciło mi się w głowie. Jak w amoku podchodziłam coraz bliżej ognia. Gdy byłam od niego już na wyciągnięcie ręki, zakręciło mi się w głowie. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Osunęłam się na ziemię. Zemdlałam.
*******************
Czuję coś na twarzy. Powoli otwieram oczy.
Przed sobą widzę zaniepokojoną twarz Alexa. Wpatruje się we mnie z troską. Ma nieodgadniony wyraz twarzy...
Przeciągam się i powoli, z pomocą towarzysza siadam na ziemi. Chłopak pomaga mi się oprzeć o ścianę. Nadal słabo się czuję.
-Jak się czujesz?- kojący szept wyrywa mnie z zamyślenia.
-Jakby ktoś od środka uderzał mi w głowę młotem pneumatycznym- odpowiadam.
Mój głos jednak nie brzmi tak jak normalnie. Jest zachrypnięty i cichy.
Czuję okropne drapanie w gardle. Ledwo udało mi się coś powiedzieć. Moje usta są suche i spierzchnięte.
-Gdzie jesteśmy?- mówię, już odczuwam tego skutki, ale po prostu musiałam o to zapytać.
Nie wytrzymam dłużej w nieopewności.
-Po drugiej stronie toru. Wróciłem po ciebie... Nie mogłem cię tam zostawić... To wszystko moja wina... Gdybyśmy od razu poszli razem,może nic by ci się nie stało...- jego głos jest przepełniony smutkiem i poczuciem winy.
Ogarniają mnie wyrzuty sumienia. Przecież nie mogę pozwolić na to, żeby on obwiniał się za to co się stało. Przecież to wyłącznie moja wina. Dlaczego on myśli, że to przez niego?
On się o mnie martwi... Ta myśl sprawia, że od razu robi mi się ciepło na sercu. To takie słodkie, że ten odważny i zabawny chłopak się mną przejmuje.
Na mojej twarzy pojawia się rozmarzony i szczery uśmiech. Zbliżam się do niego.
Kładę mu rękę na policzku i patrzę mu w oczy. Przytulam go.
Nawet jeśli to dopiero początek niebezpieczeństwa, to wiem, że to przetrwamy.
Razem...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dziękuje wam za komentarze pod ostatnim rozdziałem.
Mam nadzieję, że ten również wam się spodobał...
Zaczepisty ^^ :3
OdpowiedzUsuńDaj szybkiego nexta :*
MÓJ ALEX!!!!!!! *z buta zjeżdżam* xDDDD
OdpowiedzUsuńCzy Elsa przypadkiem nie lunatykuje? I, do jasnej cholery, gdzie jest Jack?!
*w wolnym tłumaczeniu*
Świetny!!! Daj szybkiego nexta, bo jak nie, to wpadnę do pokoju obok i będę stać nad tobą tak długo, aż nie napiszesz!!!!!!!!!!!!
To tyle.........
SZCZUR!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Kocham tego Alexa, ale Jacka też. Więc musisz mnie jeszcze do niego przekonać. Rozdział jak zwykle piękny, tajemniczy, niebezpieczny, nie wiem wszystko w jednym.
OdpowiedzUsuńMroźne pozdrowienia!